
KRAWIEC
Zacznę od starych opowieści, o różnych ludziach, pisanych dawno temu. Czas szybko mija i ciekawe, czy zgadniecie z jakiego to mogło być roku?
KRAWIEC
To chyba było już pół roku temu, jak nasz stary krawiec zadzwonił nagle do męża z propozycją, że ma dla niego garnitur. Używany, ale może będzie pasował. Za 300 złotych. Mąż bardzo oszczędza i wszelakie przedmioty materialne mają u niego długi i szczęśliwy żywot. Przemyśleliśmy jednak sprawę, a biorąc pod uwagę, że ostatni raz kupował garnitur 20 lat temu, zdecydowaliśmy, że damy krawcowi zarobić.
– Tylko nie wykupię odrazu – zastrzegł się mąż. – Może na jesieni.
A tu już zima. Święta, jak to się mówi, za pasem. Na dodatek palto rozlatuje się przy kołnierzu.
– Musi mi zrobić na miejscu – mówi mąż – bo co na siebie włożę?
– I pierwsza rzecz, to pokazuje to palto.
– O, tu przy kołnierzu, widzi pan? Kawałek materiału trzeba wszyć, czy jak?
– Chyba, że pan cały kołnierz zmieni…
– Nie zmienię – mówi mąż. I dodaje szybko – Już nie zdążę.
Krawiec wyciąga garnitur do poprawki. Spodnie, marynarka, z obciętymi już rękawami. Mąż przymierza, ja stoję, bo w pracowni krawca nie bardzo jest gdzie usiąść. W powietrzu zapach naftaliny i czegoś nieuchwytnego, co kojarzy sie ze starością. Krawiec przyklęka, żeby zobaczyć, czy spodnie są dobrej długości. Potem podnosi się i zaznacza jakieś nieuchwytne ślady.
– O, tu trzeba popuścić trochę, widzi pani? Będzie ciągnęło w biodrach.
Nie widzę. Gdzie będzie? Więc krawiec odpina guzik marynarki, i pokazuje mi, jak to naprawdę wygląda, że za obcisłe jest w biodrach o pół centymetra.
– To jest praktyka, proszę pani – mówi – W poniedziałek będzie 56 rocznica mojej pracy w zawodzie. Jest się czym pochwalić.
– W jego głosie brzmi prawdziwa duma. Dobrze się słucha takiego głosu i takiej dumy z zawodu.
– Niewątpliwie – potwierdza mąż – Jakiś order powienien pan dostać od państwa. Należy się.
– No tak – mówi krawiec z zamyśleniem. Kiedyś może by tak było. Ale teraz?
– Teraz to nikogo nie obchodzi – potwierdza mąż
– Żeby pan wiedział! Ale to przykre dla nas. Tak poniewierają ludzi.
Aparat słuchowy krawca popsuł się, zresztą od samego początku nie był najlepszej jakości. I krawiec nie słyszy teraz, bo nie ma pieniędzy na prywatne konsultacje. Ale wciąż można się z nim porozumieć. Ma jakieś wyczucie, pewnie z ust czyta. Poza tym, 65 lat praktyki.
– Pani Jolancie zabrali 19 mln na budowę pałacyku. A nas poniewierają. Za co? To przykre dla nas, Polaków. Myśmy kraj odbudowali. A teraz?
Teraz krawiec jest malutkim szczupłym człowieczkiem. Na jego twarzy gości zamyślony uśmiech, a białe włosy pasują do jego bladej cery. Krawiec wie, że nie może na nic liczyć i niczego się nie spodziewa. Żyje bez zludzeń, mając w oczach smutek mędrca. O nic nikogo nie prosi. Pracowcie szyje, uparcie robi poprawki, podszywa mankiety za 2 zl, kroi stare garniutury i przerabia na nowych klientów. Spędza większość czasu tu, w niewielkim pomieszczeniu może 6 metrów kwdratowych, obwieszonych wokół męskimi ubraniami i rzadko chyba wychodzi na powietrze.
– A ja muszę chorobowe dwa razy płacić.- mówi – Z emerytury, i z tego tu, że sobie dorabiam. To jest sprawiedliwe?
– Co tu jest dziś sprawiedliwe, panie Józefie – mówi mąż
– Młodzi nie pamiętają, a nam teraz nie wolno nawet o tym mówić.
– Czego nie pamiętają?
– Jak to przedtem było. Inaczej.
Krawiec zamyśla się i powtarza
– Przecież to myśmy ten kraj budowali…
– Cieszę się, że musieliśmy mieć ten garnitur.
– Jest pan bardzo dzielny – mówię – tacy jak pan nie zginą.
Krawiec uśmiecha się życzliwie i smutno. Nie odpowiada. Może nie dosłyszał? Może nie chce oponować? Zdejmuje marynarkę z męża, zaznaczając na niej kredą miejsca poprawek.
– Będzie pojutrze, niech państwo przyjdą. A ten kołnierz to już panu zrobię, taki mam kawałek materiału w domu, to się przyszyje.
Ciesze się, że są jeszcze, on razem ze swoją żoną. Taki jakiś cichy, wymierający gatunek ludzi, jak z powieści z początków stulecia. Może czytał Pan o nich kiedyś?
5 KOMENTARZY
Tylko wszystkie takie ciemne, w zasadzie przykre, a czy sa opowiadanka o , jasnej , słonecznej stronie życia? Przecież ona też istnieje…
Każdy autor pisze tak, jak widzi życie idąc przez nie.
No tak, choć to smutne.
Ale dobrze że ujrzaly światło dzienne i zostały puszczone w eter . Bo warto…
Dzięki, kat. Puszczam je, bo uświaodmiłąm sobie, że chcę, żeby ktoś je przeczytał. Ale tak naprawdę to nie ten czas i nie ta forma. Była cała seria ich po nazwą „Mała Sheherezada”. Jako opowieści dla dziennikarza, który robi konkurs.
„czy zgadniecie z jakiego to mogło być roku?” – miedzy 1995 a 2005, za czasów Kwaśniewskiego
Ciekawe opowiadanka – łatwo sie czyta i oddaja atmosferę tamtych czasów