
NA TRUDNE CZASY – MEDYTACJA THICH NHAT HAHNA
Często mówi się o „największych umysłach” naszych czasów. O największych duchowych postaciach – rzadziej. A taka postacią jest niewątpliwie, żyjący (jeszcze!) mnich wietnamski Thich Nhat Hahn. Nie znam nikogo, który więcej czyniłby dla pokoju, dla spokoju działań i pokoju w sercach, niż on właśnie. A przecież człowiek ten miałby wielkie prawo do odczuwania agresji, nienawiści i pragnienia zemsty. Przeżyć wojnę, widzieć jak bombardowane są i niszczone twoje wioski, miasta, zabijani ludzie, to jest doświadczenie głęboko traumatyczne. Zapytany – co było czy jest, najtrudniejsze w jego osobistej praktyce jako mnicha – Thich Nhat Hahn po chwili milczenia powiedział: – nie poddać się rozpaczy. I opowiedział historię, jak Amerykanie zbombardowali wioskę, a ludzie przychodzili do niego z pytaniem co maja robić .- Odbudować. Odbudowali wioskę z wielkim trudem, ale odbudowali. I Amerykanie zbombardowali ja po raz drugi. I znów ludzie przyszli zapytaniem, co maja robić, i znów kazał im odbudować. Sytuacja ta powtarzała się niewyobrażalne cztery razy! Wciąż na nowo ginęli ludzie, wciąż na nowo Amerykanie zbombardowali wioskę i ludzie wciąż na nowo ja odbudowywali. Aż przyszli do niego z rozpaczą i spytali – Thay, czy to kiedyś się skończy?
– Było bardzo trudno nie pozwolić rozpaczy zagościć się w sercu – mówił Thich Nhat Hahn – Nie było widać końca, nie było żadnego światełka w tunelu.
Thay powiedział im wówczas: – Budda mówi, że nic nie trwa wiecznie. A więc i ta wojna kiedyś się skończy.
Thich Nhat Hahnowi nie pozwolono zostać po wojnie w Wietnamie. Żadna ze stron go nie chciała, ponieważ nie był po żadnej ze stron. – Gdy jesteś po jakiejś stronie, niebezpieczeństwo nadal istnieje, ale przynajmniej ta strona cię chroni. A on nie chciał być „po jakiejś stronie”, chciał, aby wszyscy ludzie mieli w sercach pokój: zatem stał się niebezpieczny dla wszystkich. Mogłabym napisać, że „tułał się” potem po różnych krajach, gdyby nie to, że ta tułaczka stała się wędrówką rozpowszechniającą na cały świat postawy wewnętrznego pokoju.
Wracając do medytacji. Jest to w moim odczuciu najprostsza medytacja i wymagająca najmniej umiejętności. Sprowadza ona umysł człowieka w najprostszy sposób do poziomu jego ciała.
Wdychając powietrze myślisz- jestem świadomy, że wdycham powietrze. Wydychając powietrze myślisz- jestem świadomy, że wydycham powietrze.
To wszystko. Ale spróbuj czynić tak i zobacz, jak to działa. Tak, jest to „mindfulness”. Thich Nhat Hanh jest ojcem i jedynym twórcą takiego podejścia. A że Zachód zrobił potem z tego biznes, to już inna sprawa.
1 KOMENTARZ
Słuchałem Mistrza, jak prowadzi mantrę ze swymi uczniami. Zacząłem go czytać. Tak, dotyka się wówczas sfery świętości, tego, co wieczne, nieśmiertelne. Oby jak najwięcej ludzi poszło tą drogą, zmieniąjąc energetyczny klimat naszej planety i wibracje naszych serc i umysłów.
Babciu Miro, dziękuję za to piękne wprowadzenie.