
O TYM, SKĄD SIĘ WZIĄŁ WSZĘDOBYLSKI PAJĄCZEK
Bdun i Zdun mieszkali sobie w chatce-lepiance przy drodze prowadzącej do miasteczka. I całe życie robili wagi. A razem z nimi mieszkał maleńki pajączek. Zimą oplatał pajęczynką wszystkie cztery kąty chatki – zeby było cieplej. A latem stare drzewo na podwórzu – żeby było ładniej. I tak sobie żyli.
Aż raz rzecze Bdun do Zduna
– Pomyśl tylko kochany Zdunie. Czas mija nieubłaganie, a my nic, tylko wagi robimy. Podobno ludzie od dawna po niebie szybują, a może nawet do gwiazd lecą. Czy ręce, albo serca mamy gorsze od innych?
– Oj, wiem co czujesz Bdunie. I mnie czasem taka moc potężna rozpiera, że zdaje mi się, cały świat unieść mógłbym na własnych plecach.
– Zróbmy więc coś na miarę tej mocy, Zdunie. Coś Wielkiego. Coś Prawdziwego. Żeby został ślad na ziemi, kiedy nas już nie będzie.
Zawinęli więc rękawy i wzięli się do pracy tak, jak jeszcze nikt do pracy się nie brał. Nie trzeba im było ani snu, ani jadła. Nie wiedzieli kiedy jest dzień, a kiedy noc ciemna. I już nic nie pragnęli, nic nie szukali, tylko całą siłę, całą wiarę w pracę przemieniali. Coraz to mniej było Bduna i Zduna, a coraz wspanialsze było ich dzieło. Aż przyszedł wreszcie dzień, kiedy oddali już wszystko, co mieli. Z dumą spojrzeli po sobie, bo wiedzieli, ze żadne uderzenie ich serca nie było daremne. Ogarnęło ich wówczas Szczęście. Było tak piękne, tak ogromne, że poczuli, jak rozpływają się w jego świetlanej jasności, a nieskończona radość i spokój unosi ich ku niebu…
Jej blask dotarł aż do miasteczka. Zobaczyli go ludzie i czemprędzej podążyli do chatki-lepianki. Ale Bduna i Zduna już tam nie było.
– Zostało ich wielkie dzieło – powiedział pajączek
Wszyscy się obrócili, ale nie ujrzeli nic więcej jak tylko otulone pajęczynką cztery kąty chatki i wagę stojącą na drewnianym stole.
– No tak… waga – mruknęli pogardliwie. – cóż innego mogli po sobie zostawić….?
– Nie widzicie?! – zawołał z oburzeniem pajączek – Ta waga nie powstała z żelaza, ale z Pracy, Miłości i Wiary!
A powiedział to tak głośno, że po jego słowach nastała wielka cisza. I w tej ciszy ludzie zrozumieli, ze nie jest to waga taka, jak tysiące innych
– To musi być Prawdziwa Waga – szepnął ktoś nieśmiało.
– Otóż to! – rzekł pajączek. – A teraz rozejdźcie się!
I ludzie rozeszli się w milczeniu.
***
Pusta i jeszcze bardziej biedna była chatka bez Bduna i Zduna. Pajączek snuł się po kątach, ale nie mógł znaleźć sobie miejsca. To utkał pajeczynkę, to znów ją spruł. To przebiegł stół i ławę, to znów przycupnął nieruchomo w kąciku. Czuł się samotny i zupełnie bezużyteczny. A taki był tu ruch, huk i praca!
– Nic tu nie robię… – pomyślał wreszcie – Z pewnością nie podobałoby się to Bdunowi i Zdunowi. Nie ma rady, zabieram wagę i przenoszę się gdzieś indziej.
Droga była szeroka, a na jej końcu rozciągał się daleki świat. Ale pajączek nie chciał iść aż tak daleko, gdzieś hen po obcy i pusty horyzont. Tak bardzo tęsknił do gwaru rozmów i wesołego dźwięku młota… Chciał już nawet zaqwrócic, gdy wtem przypomniał sobie, jak bardoz pusta jest teraz chatka-lepianka.
– Och, Bdunie i Zdunie… – westchnął ciężko.
Ale oto usłyszał dobrze znany odgłos.
– Je-stem-młot -hej! je-stem-młot!
Pajączek ścisnął tylko mocniej wagę i tak biegł, że ani się obejrzał, a już był we wnętrzu potężnej kuźni, tak wielkiej, że u jej progu wcale nie było widać, gdzie się kończy.
– Dzień dobry! – zawołał na cały głos – Dzień dobry!!! Tu jest zupełnie tak, jak u Bduna i Zduna!
– Hej, co ty tam niesiesz pod pachą? – zdziwił się brodaty kowal
– To jest prawdziwa Waga! – powiedział z dumą pajączek. – To jest Prawdziwa Waga Bduna i Zduna!
Kowal roześmiał się i śmiał się tak, ze aż się za boki złapał. Śmiał się ciągle, a wszystko drgało i trzęsło się razem z nim. Wreszcie uderzył mocniej młotem i pochylił się nisko nad pajączkiem
– Tylko dlatego cię nie zgniotę, bo jesteś zupełnie nierozumny. To nie jest żadna waga. To nie jest nawet podobne do wagi. A u mnie wcale nie jest, jak u Bduna i Zduna! A teraz zmykaj, i niech cię tu już więcej nie widzę!
Podniósł pajączek swoją wagę i troskliwie wyniósł ja na zewnątrz.
– To jest prawdziwa waga – powiedział do siebie – I nikt mi nie będzie mówił!
Pierwszą noc przespał pajączek z wagą wśród łanów zboża na jakimś nieznanym polu. Dopiero rankiem spostrzegł domek stojący na jego brzegu i zapukał do drzwi.
– Jestem pajączek – przedstawił się grzecznie – Umiem oplatać pajęczynką wszystkie kąty. Czy mógłbym tu zamieszkać?
– Nie potrzebujemy, żeby zaśmiecać pajęczyną nasz czysty domek! Idź lepiej dalej, na prawo. Tam mieszka Brudny Dzied. jemu będzie wszystko jedno.
Pajączek podziekował pięknie za radę i poszedł dalej.
Drzwi do mieszkania Brudnego Dziada były otwarte. Pajączek niepostrzeżenie wsunął się do środka i zaraz znalazł wygodny kącik.
– Tu jest nawet trochę podobnie, jak u Bduna i Zduna – pomyślał. – tu sobie zamieszkam.
I nie zastanawiając się wiele oplótł cały kącik własną, mocną pajęczynką. Dopiero wtedy odetchnął i rozejrzał się spokojniej po otoczeniu.
– No… tak zupełnie, jak u Bduna i Zduna to chyba nie jest… ale to nic, zaraz zrobimy porządki.
Przez cały dzień łapał pajączek muchy z wielką pracowitością i cieszył się na myśl, co powie Dziad, gdy wróci nareszcie do domu…
Ale Dziad wrócił ponury i naburmuszony. Nie zauważył wcale, że ani jedna mucha nie brzęczy mu koło nosa, nie zuważył nowej pajęczynki i ani spojrzał na zapracowanego pajączka. Już po chwili w całym pokoju rozbrzmiewało jego ciężkie chrapanie.
Pajączek wyciągnął wagę i odwrócił się od śpiącego Dziada.
– Bdun i Zdun cieszyli się zawsze i mówili: „dobry wieczór, kochany pajączku”. I nie mieli takiego brudu wszędzie. Bdunowi i Zdunowi nigdy nie było „wszystko jedno”. Idę stąd i tyle.
– Tam, za polem, musi być miasteczko – pomyślał. Z tego miasteczka przychodzili czasem ludzie po wagi. Trzeba tylko przejść przez lasek. I mostek na rzeczce. I już zaraz będą pierwsze uliczki z domkami. Pamiętam, jak Bdun i Zdun rozmawiali o tym czasem.
Tak też było. Każdy domek miał ogródek, a niektóre nawet całe podwórze. Na podwórzach szczekały psy i gdakały kury, a w ogródkach rosły drzewa i kwiaty.
– Tu będzie domek, w którym zamieszkam – ucieszył się pajączek. – Nie za piękny, ale i nie tak brudny, jak u Dziada.
I wybrał sobie domek nieduzy, ładny, ale skromny.
W domku tym mieszkał filozof. Uprzejmie wysłuchał prośby pajączka i wpuścił go do środka.
– Oczywiście możesz u mnie zamieszkać. Nie będziesz mi przeszkadzać. Nic mi już nie jest w stanie przeszkodzic, a co dopiero takie małe, nieważne zwierzątko.
Pajączek urządził się wygodnie, wyczyścił swoją wagę. I siedzi. Ze starego kominka buchało miłe ciepło, a na ścianach wisiały różne obrazy.
– Jest tu cicho, ciepło i spokojnie – powiedział sobie – jestem zadowolony.
Ale wcale nie czuł się zadowolony.
Filozof siedział nieruchomo przy biurku i było bardzo, bardzo cicho.
– Umiem robić mocną pajęczynkę, łapać muszki i mam Prawdziwą Wagę. Wcale nie jestem takie nieważne zwierzątko. Bdun i Zdun mówili…
– To znaczy, że nic nie umiesz robić! – przerwał mu filozof. – I napewno nie masz Prawdziwej Wagi, ale zupełnie zwykłą.
A potem spojrzał na niego z wyższością.
– Tylko ja potrafię robic prawdziwe i ważne rzeczy, ale ty tego i tak nie zrozumiesz.
Pajączek umilkł i zrobiło mu się jakoś smutno.
– Bdun i Zdun mówili zawsze – szepnął do siebie w kąciku – że jestem b a r d z o ważny. Że jestem ich jedyny pajączek. Że nikt, na całym świecie, nie troszczy się tak, żeby było im ciepło. Bdun i Zdun mówili, że jestem ich prawdziwą radością. A tu nagle…. nie ma Bduna i Zduna… Och, Bdunie i Zdunie, jaka śliczna była nasza chatka-lepianka…
– Choć, moja wago – powiedział wreszcie. – Tu jest jakoś ogromnie nieprzytulnie.
Jest jeszcze tyle domków po obu stronach uliczki.Ale żaden z nich nie jest nawet podobny do starej chatki-lepianki.
– Wcale nie warto pukać do takich innych domków – mruczał do siebie pajączek wędrując naprzeciw wielkiego lasu.
– A może to nadszedł po prostu czas, żebym został Poważnym Rozsądnym Pająkiem? Jak mnie Bdun znalazł w szparce chatki-lepianki ucieszył się bardzo i zawołał:
– Popatrz Zdunie, pajączek z nami mieszka!
A Zdun na to:
– Skąd tu się wziął taki maleńki pajączek? wszystkie poważne i rozsądne zwierzątka żyją przecież w lesie, a nie byle jakiej szparce.
Potem roześmieli się i zawołali;
– Popatrz, jacy jesteśmy bogaci! Mamy własnego pajączka, który nas napewno nie opuści.
– Nie opuściłem Bduna i Zduna, ale teraz czas chyba zostać Rozsądnym Zwierzątkiem.
I na wielkim liściu paproci pajączek zbudował zupełnie dobrą leśną pajęczynkę.
Paproć była tak wielka jak taboret w chatce. A drzewa wokól kołysały się zupełnie powoażnie. ich korony z całą pewnością sięgały nieba. wszędzie było zielono i pełno dziwnych, tajemniczych odgłosów.
– To jest właśnie las. – powiedział do siebie pajączek.
Pozdrowił przelatującą nad nim czerwoną biedronkę i z podziwem przyglądał się jak smukły świerszcz pracowicie gra na swoich skrzydełkach.
Nagle jakiś cień przesłonił jego promyczek słońca na paproci
– Mniam mniam pa-ją-czek…
– Uciekaj! To Krzyżak!!! – zawołał świerszcz.
Szybciej niż zdąży myśl przebiec wyrzucił pajączek swoją pajęczynkę. Porwał go wiatr na liście pobliskiego krzewu, a potem dalej, aż do pierwszego drzewa.
– Ja jemu przecież nie zrobiłem nic złego! – krzyknął w locie do włochatej gąsiennicy.
Przefrunął za las, za polanę, i jeszcze dalej, aż nad jakąś nieznaną drogę. Biegł nią długo, aż wreszcie zmęczony przycupnął pod jakąs przewróconą puszką.
– To wszystko jest dziwne i niesprawiedliwe – pomyślał sobie – Świat jest taki inny niż chatka Bduna i Zduna.
I poczuł, że bardzo, ale to bardzo chciałby zobaczyć jak naprawdę wygląda cały świat. Co jest za lasem? I za łąką? Może jest gdzieś miejsce, gdzie wszyscy są dla siebie tacy, jak byli kiedyś Bdun i Zdun?
– Nie muszę się już bać – pomyślał – Jeśli zechcę, uniosę się razem z wiatrem.
Szedł teraz szeroką, jasną drogą, aż drgającą od kolorów i dźwięków. Szedł tak długo, aż wielkie, czerwone słońce pojawiło się nad horyzontem.
– Świat jest taki, taki wielki… – szepnął pajączek – A może nawet jeszcze większy…
Naraz wydało mu się, że słyszy coś jakby płacz. Przystanął i nastawił ucha. Ale powietrze było ciche, spokojne i nieruchome. Po obu stronach drogi stały pochylone ku ziemi drzewa. Za nimi równe pole ciągnęło się az po horyzont. Daleko, maleńki jak pudełko zapałek, stał drewniany domeczek. To w nim właśnie był smutek. Pajączek czuł to wyraźnie. Nigdy dotąd nie czuł tak mocno czyjegoś smutku. Poszedł więc tam czemprędzej i grzecznie zapukał do drzwi.
W izbie pachniało świeżo upieczonym ciastem, niemowlę w kołysce bawiło się zwinętą szmatką, a na stole, obok wazonu polnych kwiatów paliła się jedna urodzinowa świeczka.
– Dzień dobry pajączku – zawołała kobieta – Wejdź proszę. Nie spodziewałam się dziś nikogo, ale we troje będzie nam o wiele raźniej.
Poczęstowała go zaraz świeżym domowym plackiem. Nagle dziecko zapłakało, a kobieta pochyliła się nad kołyską.
– Nic ci mama dać nie może, syneczku. Tak już biednie będzie ci się to życie toczyć.
– Ja mam! – zawołął pajączek – Mam prawdziwą wagę Bduna i Zduna.
I szybko postawił wage na stole.
– Ach, jaka piękna! – ucieszyła się kobieta – Dałeś mi Prawdziwą wagę, kochany pajączku.
– Tak – powiedział pajaczke poważnie – to jest prawdziwa waga i ona jest dla twojego synka. A razem z tą wagą daję twojemu synkowi sto lat życia!
Potem wstali i zaśpiewali głosno „sto lat, sto lat”. Zrobiło się jakoś jaśniej, a pajączkowi zdawało się, że to Bdun i Zdun uśmiechają się do niego. I było mu tak dobrze, jak kiedyś, dawno temu, w chatce-lepiance.
Kobieta otworzyła okno. Do izby wpadł ciepły wiatr i jasny promień pierwszej na niebie gwiazdy. A wraz z nim czyjeś dalekie, ciężkie westchnienie.
– Ktoś mnie potrzebuje… – zerwał się nagle pajączek – muszę iść! Tak bym chciał, żeby cały świat był jak nasza chatka-lepianka.
– Ach, tyle jest na świecie smutku… Musiałbys być wszędzie…
– Będę wszędzie!! – odkrzyknął pajączek szybując już wysoko pod chmury.
Jeszcze zobaczył, jak kobieta macha mu ręką z oddali
– Bądź zdrów, pajączku. Wszędobylski pajączku bądź zdrów!
I tak pajączek uzyskał swoje imię. Wiedział już, że będzie wszędzie. Wszędzie tam, gdzie ktoś czeka na jego pomoc. Wokół wstawała gwiaździsta noc. Wszędobylski pajączek płynął na srebrnej nitce do nieznanego, strudzonego westchnienia, i czuł jak Bdun i Zdun znowu uśmiechają się do niego.
5 KOMENTARZY
Dzisiaj weszłam do Kiniki Relaksacji i chcę powiedzieć, że chciałabym mieć Prawdziwą Wagę. Myślę o takiej, której nie będę musiała stawiać w łazience do kąta za „złe” pomiary. Także pilnie potrzebuję informację na prv. I namiary na Wszędobylskiego Pajączka. Prośba o udostępnienie.
Jeśli chodzi Ci o Prawdziwą Wagę Bduna i Zduna, to ślad po niej zaginął. Legendy chodzą, że została ukryta przez Wszędobylskiego Pajączka, a kto ją odnajdzie, posiądzie moc odróżniania Dobrego od Złego. Jak do tej pory nikt jednak nie wyruszył nawet na jej poszukiwanie, bowiem, zwyczajnie, nikt nie wie o jej istnieniu. Jestęś w ogóle pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na wartość takiej Wagi.
Jeśli zaś chodzi o Wszędobylskiego, no, tu żaden priv nie pomoże. On jest już istotą samodzielną i pojawia się kiedy chce i u kogo chce. Rozejrz się czasem po cichutku, może gdzieś się ukrywa pod Twoja lampą?
Trudne zadanie przed „pajączkiem”. Nie można być wszędzie, gdzue smutek i cierpienie. Potrzeba by býło całe tabuny pajączków. Stworzyć sieć😉
No tak, dla jednego robota za duża. Ale myślę, że jak ktoś takiego pajączka na swojej drodze spotka, to mu się jego zapał udziela i sprawa idzie dalej w świat. I że sie wówczas tworzy właśnie siec, o której mówisz, Małgoś Niekoniecznie temu samemu, ale innemu, pędzi się z pomocą,, tak jak ktoś kiedyś pędził do nas. Sądzę, że dokładnie wiesz, o czym mówie.
Bylam, przeczytalam. Mile sie czyta
– ale 'Jej blask’ – do czego odnosci sie 'jej’?
no bo szczescie to – jego
do radosci?