
OBJAWIENIE
OBJAWIENIE
W momencie, gdy dzwony kościelne biły na mszę, doznałem objawienia: ZIEMIA JEST OKRĄGŁA. Ogarnęła mnie jasność niepowątpiewalnej wiedzy i ogromne, z niczym nie porównywalne szczęście. Czas stanął w miejscu, a moja dusza uleciała radośnie w przestworza. Oto Prawda!
– LUDZIE!!! – zawołałem na cały głos – Ziemia jest okrągła!!!
Na dźwięk mego głosu ten i ów odwrócił się, ale zaraz każdy poszedł w swoją stronę.
A mnie rozpierała nieznana dotąd euforia istnienia. Rzecz, która objawiła się we mnie z tak niezłomna siła pewności jest niezaprzeczalną Prawdą, i nawet, jesli dziś inni odwracają się ode mnie, ja jestem gotów bronić jej z całym, ostatecznym przekonaniem, do końca, jestem gotów cierpieć, a nawet oddać za nią życie.
Wszedłem do sklepu.
– Dzień dobry pani…
powiedziałem głosem, który już od pierwszego dźwięku winien wzbudzic w niej poczucie, że oto zdarzy się coś niezwykłego.
Odczekałem kilka sekund, aby to niezwykłe wrażenie mogło zakorzenić się w jej duszy i rzekłem:
– Ziemia jest okrągła.
– Życzy pan czegoś? – burknęła ekspedientka.
Widać nie zrozumiała mnie, więc powtórzyłem
– Z i e m i a j e s t o k r ą g ł a.
– Dureń! Więc chce pan czego, czy nie?!
– Ja nie mogę pani tego wytłumaczyć – powiedziałem zbliżając się do niej i ujmując jej rękę – bo to nie jest sprawa rozumowego ujęcia, ale przekonania, wewnętrznej pewności, która płynie z samej głębi duszy…
– Szefie! – wrzasnęła ekspedientka wyrywając swoją rękę – Jakiś wariat mnie napastuje!!!
Wyszedłem.
Jej wyraźna niechęć i pozbawiony życzliwości stosunek w przedziwny sposób zwiększył jednak moją wewnętrzną radość. Wyraźnie poczułem, jak wielkim SENSEM jest GŁOSZENIE PRAWDY. To,że ludzie sa od niej tak daleko – przeciętni ludzie oczywiście, bo ekspedientka z pewnością jest człowiekiem bardzo przeciętnym – potwierdza tylko ważność mojej MISJI. Nie ulega wątpliwosci, że znajdę na świecie ludzi, których otwarte dusze poznają wielkość objawianej im PRAWDY i dołączą do mnie, aby głosić ją dalej. Moja matka!
Moja matka z pewnością jest takim umysłem.
Jak na skrzydłach pobiegłem do domu.
– Mamo! – zawołałem już od progu
– Mamo! ZIEMIA JEST OKRĄGŁA!
Matka wytarła ręce o fartuch
– Chcesz powiedzieć, synku, że straciłeś pracę? Taki jesteś podniecony…
– Nie! Nie! Chcę powiedzieć, że ziemia jest okrągła – mówiłem szybko – dzwony właśnie biły na mszę, gdy doznałem, wiesz mamo, objawienia. Z niczym nie da się porównać potęgi tego uczucia! To jest wszechogarniające, dogłębne przeżycie prawdy, wobec której wszystko inne blednie i gaśnie. Ziemia jest okrągła, rozumiesz? Jest o k r ą g ł a !!!
– No tak, w twoim wieku wierzy się jeszcze w potęgę uczucia. Mimo wszystko jesteś jakiś nazbyt rozogniony. Zmierz może gorączkę. Dobrze, że zrobiłam obiad, bo nie przypuszczałam, że przyjdziesz tak nagle.
– Mamo, ty mnie wcale nie słuchałaś!
– Mówiłeś, że jest okrągła. No popatrz, a ja zawsze sądziłąm, że wolisz szczupłe…
Cały dzień siedziałem w pracy jak struty. Nie potrafiłem już zapalić się do roboty. Piętrząca się przede mną sterta korespondencji nie wzbudzała żadnych emocji, choć pamiętałem, że wczoraj jeszcze, taki list od Biedermajerów z zamówieniem na 4 tys ton towaru był nie lada przeżyciem. Gryzmoliłem na kartce mniejsze i większe kółka, aż nawet kumpel zauważył, że coś ze mną nie w porządku.
– Masz jakieś zmartwienie? – zagaił
– Matka mnie rozczarowała, stary – rzekłem. – Żaden człowiek nie rozczarował mnie dotąd tak bardzo!
– Cóż, nie jesteśmy juz dziećmi – rzekł kumpel łagodnie – Może miałeś w stosunku do niej zbyt wielkie oczekiwania?
– Zbyt wielkie?! – jęknąłem. – Z b y t wielkie? Czy jest zbyt wielkim pragnienie, żeby matka rozumiała dziecko? Żeby starała się choć wysłuchać swojego syna, i żeby w końcu przyznała mu rację tam, gdzie ma niewątpliwą rację? Czy naprawdę sądzisz, że spodziewanie się od matki zrozumienia, że żądanie od niej zaufania w pewnych podstawowych kwestiach dotyczących naszego istnienia, jest oczekiwaniem zbyt wielkim?!… Poza tym – liczyłem na nią. Wierzyłem, że jej umysł jest otwarty i jasny. Jest w końcu krwią z mej krwi i, że się tak wyrażę, nasieniem z mego nasienia.
Pogrążyłem się znów w przygnębieniu i rysowaniu kółek.
– Daj spokój! – klepnął mnie kumpel po ramieniu – Narobisz sobie tylko zaległości, a szef gotów jest nie uwzględnić twoich problemów rodzinnych i będziesz miał niepotrzebne kłopoty.
– Problemów rodzinnych? – zawołałem boleśnie. -Zdradziłem jej najgłębszy sens mego objawienia, a ty to nazywasz „problemem rodzinnym”?
– Co jej takiego zdradziłeś? – spytał kumpel i zdawało mi się, że wyczuwam w jego głosie nutkę niepokoju i zainteresowania.
– Sens mego objawienia – powtórzyłem więc. – Powiedziałem jej to. Że ziemia jest okrągła.
– Że co…?
– Że z i e mi a j e s t o k r ą g ł a ! rzekłem z triumfem.
Zaczął się śmiać. Nie wiem z jakiej przyczyny, ale śmiał się. Pękał ze śmiechu. Więc ja też zacząłem się śmiać. W pewnym sensie to było śmieszne, jak on tak się śmiał, więc w końcu zacząłem się śmiać i cały pokój śmiał się, a ja z kumplem powtarzaliśmy na przemian
„ziemia jest okrągła” i śmialiśmy się do rozpuku.
Trwało to tak długo, aż wszedł szef.
– Co wam tak wesoło?!
– Jego matka nie rozumie, że ziemia jest okrągła, a on przeżywa z tego powodu frustracje i nie może pracować – wydeklamował kumpel stając na baczność
– Jak szczeniaki! – rzucił szef przez zęby. – Czekam na odpowiedź dla Biedermajerów i załatwienie transportu!
Wyszedł, a my pochyliliśmy się nad pracą
– Nie wiedziałem, ze taki kawalarz z ciebie – rzucił kumpel.
Poczułem w nim sprzymierzeńca. Zacząłem odpisywać na listy.
Wieczorem długo myślałem o tej sprawie i stwierdziłem, że kumpel ma rację. Postawa matki zasługuje raczej na śmiech niż na przeżywanie i w żadnym wypadku nie powinna odrywać mnie od mojej misji. Nie zdawałem sobie dotąd sprawy, jak trudne są kontakty z ludźmi, jak wiele wymagają cierpliwości i taktu.
Wybaczyłem mojej matce. Będę do niej przychodził od czasu do czasu i będę to jej powtarzał, aż któregoś dnia z pewnością zrozumie. Byłem dumny, że śmiałem się razem z kumplem, bo dzięki temu on przyjął moją Prawdę.
Postanowiłem nie iść jutro do pracy i wypróbować swój nowy system postępowania z ludźmi.
Wstałem dziś rano w znakomitym humorze. Daleki dźwięk dzwonu kościelnego przypominał mi, że ziemia jest okrągła, a moje odbicie w lustrze promieniowało niespożytą energią. Ogoliłem się, nałożyłem nowy garnitur i w odświętnym nastroju wyszedłem na ulicę.
– Dzień dobry panu! – zagadnąłem jakiegoś starszego człowieka spieszącego z teczką w nieznanym kierunku – Ziemia jest okrągła!
Człowiek odwrócił się, spojrzał na mnie jakby trochę przestraszony i odszedł przyspieszając kroku.
Czytałem kiedyś, że słowo Prawdy wzbudza niekiedy lęk, ale nie rozumiałem wtedy tych słów. Jakże można lękać się Prawdy?! Skoro JEST, jest czymś oczywistym i niezaprzeczalnym. Teraz, odczuwając raczej niż widząc przestraszenie tego człowieka pojąłem: Szatan boi się Boga, a istota śmiertelna boi się śmierci, choć i Bóg i śmierć są czymś oczywistym i niezaprzeczalnym. Byłabyż więc moja Prawda czymś tak potężnym, jak Bóg i nieodwracalnym, jak śmierć?
Myśl ta wezbrała we mnie i poczułem się nią wypełniony, jak dojrzały owoc sokiem. Niełatwo jest nieść taką Prawdę, ale jakże słodki jest trud jej dźwigania!
Głęboko zadumany nie spostrzegłem, że ktoś idzie z przeciwka, i zderzyliśmy się, niezbyt przyjemnie.
– Jak leziesz, wariacie! – wrzasnął nieogolony wyrostek z jakimś narzędziem pod pachą, i miałem wrażenie, że chce mnie uderzyć.
Pomyślałem, że ten człowiek ma jednak z pewnością również i swoje dobre strony więc odezwałem się ciepło
– Ziemia jest okrągła.
Odniosłem piorunujący efekt! Cała jego złość gwałtownie opadła. Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie i odszedł pospiesznie mrucząc coś pod nosem. Znów odebrałem wrażenie lęku. Szatan boi się Boga, a życie boi się śmierci. Prawda jest samym życiem, ci zatem, którzy się jej lękają, muszą być po drugiej stronie, są bliżej śmierci… Jakże dziękuję ci, Boże, za objawienie, które na mnie spłynęło, które ukazuje ludzi takich, jakimi są, i wskazuje ich miejsce po tej lub tamtej stronie.
Czuję, że nie należy omijać żadnej duszy, ale moją najgłębszą potrzebą jest teraz odnalezienie tych, którzy, jak ja, są po tej samej stronie życia.
Na przystanku stała niewielka grupa osób. Podszedłem więc do nich.
– Proszę Państwa – odezwałem się – Nie dalej jak przedwczoraj doznałem objawienia i chciałbym podzielić się z Państwem prawdą, której głębia olśniła moje życie.
Nikt mi nie przerywał i nikt nie protestował, więc ośmielony wyrzekłem jeszcze raz te słowa
– Ziemia jest okrągła.
Ktoś się zaśmiał, jakaś pani popukała się palcem w czoło, a potem wszyscy poodwracali głowy i zachowywali się tak, jakby mnie wcale nie było. To nie było przyjemne przeżycie. Nieco sfrustrowany poskarżyłem się w pracy kumplowi, którego od tamtego wydarzenia nazywałem w myśli Przyjacielem
– Wiesz, stary, to nie tylko moja matka odwraca się od prawdy – rzekłem żałośnie – Mam wrażenie, że większość ludzi odwraca się od niej.
W oczach kumpla zabłysły wesołe, figlarne iskierki, ale zaraz zapytał tonem zupełnie poważnym
– Chodzi ci o to, że ziemia jest okrągła…?
– No oczywiście! Oczywiście! – ucieszyłem się – O to mi właśnie chodzi.
– A może…. – rzekł Przyjaciel głębokim głosem – może przekazujesz tę prawdę w sposób zbyt trywialny, zbyt niedoskonały, nieodostosowany do jej rzeczywistej głębi, a przez to upraszczasz ja i wulgaryzujesz..?
Słuchałem jego słów jak muzyki.
– Czemu nie zwrócisz się do nich, jak dawni uczeni, w których wielkość nikt nie powątpiewa, w zamarłym już języku skostniałej wiedzy? Spróbuj ująć to inaczej, na przykład „terra rotunda est”.
– Co to znaczy…? szepnąłem,
choć dreszcz, jaki mi przeszedł po plecach przy jego ostatnich słowach, sprawiał, że dobrze wiedziałem, co to znaczy
– Że ziemia jest okrągła, oczywiście.
O, wielki! Zamilkłem pokornie i powtarzając w cichości ducha te trzy boskie wyrazy cały dzień usiłowałem odpisywać na korespondencję. Terra rotunda est. Rotunda est terra, Terra est rotunda. Rotunda terra est. R o n t u n d a… T e r r a … E s t…
I zrozumiałem, że słów tak głębokich, słów nareszcie godnych mojej Prawdy, nie pojmie byle kto. Do tego trzeba ludzi mądrych, wykształconych. Myślę, że błędem było zaczynianie od ulicy. Zdziwiony, że pomysł ten nie przyszedł mi wcześniej do głowy, tuz po skończonej pracy poszedłem do największej biblioteki.
– Terra rotunda est – powiedziałem do pewnego poważnie, lecz i sympatycznie wyglądającego młodzieńca
Uśmiechnął się do mnie znad grubych szkieł i patrząc mi głęboko w oczy rzekł
– Errare humanum est.
Byłęm zachwycony!
– Rotunda est terra – rzekłem
– Mundus vult decipi, ergo decipiatur – odparł i to zakończyło naszą rozmowę. Nie potrafiłbym odpowiedzieć równie pięknie.
Wróciłem do domu w podniosłym nastroju i do głębi serca wdzięczny memu Przyjacielowi.
Byłem rozczarowany światem, że nie przyjmuje mojej Prawdy, a przecież to ja sam do niej nie dorosłem. Grzeszyłem pychą sądząc, że jestem jedynym, który doznał objawienia. Młodzieniec w bibliotece z pewnością doznał objawienia już dawno temu, a zaczynam podejrzewać, że również i mój Przyjaciel nie poznał Prawdy dopiero z moich ust. Inaczej, skądby wiedział, jakim ją nazwać słowem?
Odtąd po skończonej pracy systematycznie chodziłem do biblioteki. Pokornie przesiadywałem w cieniu wielkich katalogów nie odzywając się do nikogo. Zawsze było tu cicho. Atmosfera skupionej pobożności udzielała się każdemu, kto wchodził. A jeśli ktos zachował się zbyt głośno, natychmiast strofowano go surowo i widziałem nawet, jak wyprowadzono pewnego mężczyznę, ponieważ był lekko podpity. Do mnie nikt nigdy nie miał żadnych pretensji, zawsze patrzono na mnie życzliwie, a nawet pewnego dnia pochyliła się nade mną młoda kobieta o anielskiej twarzy i spytała
– Czy pomóc w czymś panu?
Podziękowałem zażenowany, ale i do głębi wzruszony. Zrozumiałem wtedy, że wszyscy ludzie,. którzy tu przychodzą są wtajemniczeni. Mają surowe obyczaje i przestrzegają ich ścisle: nie palą, nie piją, odzywają się rzadko i głosem bardzo przyciszonym. Pomagają sobie i są niezwykle solidarni. To zaszczyt należeć do nich.
Przyznam, że był jednak moment, kiedy zwątpiłem w słuszność swoich obserwacji. Do biblioteki przyszła wtedy pewna dziewczynka, trzynastoletnie może dziecko, i zdziwiłem się, że może być wśród nich ktoś tak niedojrzały. Pomyślałem, że może jednak mylę się w ocenie tego wszystkiego, podszedłem więc do niej i zapytałem
– Przepraszam, dziecko, czy wiesz, że ziemia jest okrągła?
– A, to jakaś ankieta – zaszczebiotała dziewczynka. – Oczywiście, że wiem, proszę pana. Fakt ten odkrył Kopernik i ogłosił w roku……….. – wydeklamowała.
– Dziękuję – szepnąłem i wycofałem się na poprzednie miejsce.
Miałem wrażenie, że dziecko wie coś więcej jeszcze, ale nie czułem się na siłach pytać. To, co usłyszałem było wystarczająco wstrząsające. Więc to już od tak dawna!
Kilka dni po tej rozmowie z dzieckiem, odważyłem się jeszcze raz nawiązać z nimi kontakt. Podszedłem do kobiety, która ofiarowała mi wtedy swoja pomoc. Przypuszczam, że jest czymś w rodzaju anioła. jej drobna postać, przezroczysta cera i wielkie oczy odróżniają ją od innych, a przedwe wszystkim pełen dobroci uśmiech, z którym zwraca się do każdego. Ona jedna jest tu zawsze i wie wszystko o wszystkich. Zdecydowałem się więc podejść do niej i dotknąwszy lekko jej ramienia szepnąłem
– Aniele…
Odwróciła się z tym samym ciepłym uśmiechem
– Ach, to pan – powiedziała, jakby od dawna oczekiwała, że się odezwę.
– Kopernik…. – wyjąkałem
– Chciałby się pan dowiedzieć czegoś o Koperniku?
Skinąłem głową, bo nie byłem w stanie wykrztusić słowa.
– Mamy tu sporo prac na ten temat, czy interesuje pana specjalnie jakieś zagadnienie?
Intuicyjnie poczułem, że to jest hasło, na które natychmiast muszę odpowiedzieć, wyjąkałem więc
– Ziemia jest okrągła….
ale zaraz poprawiłem się szybko, czerwony ze wstydu
– Terra rotunda est.
– Oh, I understand, you don’t speak polish. It’s no problem, we have books in several languages, I hope, you do speak English?
Zapytała mnie i postąpiła krok naprzód. Kiwnąłem więc głową, że dobrze, oczywiście, pójdę za nią, i poszedłem. Przeszliśmy przez jakieś drzwi do pokoju, który po niebosiężny sufit wypełniony był regałami z książkami. Anioł pokazywał raz w tę, raz w tamta stronę i przemawiał do mnie wdzięcznym głosikiem w języku wtajemniczonych, a ja kiwałem głową oszołomiony i wdzięczny. Potem zostałem sam.
Czy człowiek może wzdragać się przed zadaniem, jakie dostaje od Boga? Spędziłem 21 dzi w mojej świątyni, poszcząc i rozmyślając. Odbyłem tez kilka rozmów, bardzo pożytecznych. Jest nas wielu. Prawda, którą głoszę, trwa kilka stuleci, ale jak każda Prawda, musi borykać się ze złem i przemocą. Życie nawet oddawano za nią. Nie ulęknę się. Czuję się silny i gotowy. Nawet, jeśli świat stanie przeciwko mnie, będę szedł i głosił tę Prawdę do końca i nic nie zdoła mnie powstrzymać.
Poszedłem do pracy. Odważnie, z podniesionym czołem udałem się prosto do biura szefa. Nie jestem sam, jest nas wielu, a moja prawda przetrwa stulecia.
– Ziemia jest okrągła! – rzekłem patrząc na niego dumnie.
Szef podniósł głowę znad papierów i spytał, czy okrągłość ziemi jest jedynym powodem mojej nieobecności w biurze.
I stało się to, co przewidziała matka. Straciłem pracę. Gotów jestem do jeszcze większych ofiar, ale nie wyprę się tego, co uważam za słuszne! Prawda zawsze wymagała ofiar. Dziś głosiłem ją na uniwersytecie, w supermarkecie i w zakładzie ubezpieczeniowym.
Zawsze wiedziałem, że prawda wymaga poświęceń, i gotów byłem na wszystko. Ale to, co się stało, przeszło moje najgorsze oczekiwania. Łatwiej zniósłbym ofiarę życia, niż to, co podstępnie zrobiono ze mną.
Cios przyszedł nagle. Spadł zupełnie nieoczekiwanie i od strony, od której najmniej mógłbym się go spodziewać. Ten, którego nazwałem przyjacielem, okazał się moim największym wrogiem. Jeszcze tak niedawno pokazywałem mu całą listę moich planów, przeglądał wszystkie przedsięwzięcia – gdzie zamierzam mówić i kiedy. Zrobiłem błąd dając mu to, ale cały czas zachowywał się tak, jakby chciał mi pomóc. „Nie martw się, ja ci pomogę” mówił nawet. Oczywiście, sama taka lista nie jest żadnym dowodem. Musiał mieć jeszcze coś innego. Nie wiem, jakie poruszył siły i jakich użył argumentów, ale przecież udało mu się. Zamknięto mnie tutaj. I żeby to było choć więzienie, zniósłbym wszystko z podniesionym czołem. Ale jestem w zakładzie dla obłąkanych… Dla obłąkanych! Muszę żyć wśród ludzi, których urojone cierpienia i całkowicie urojone wizje rzeczywiście doprowadzić mogą do szaleństwa. Ich obecność męczy mnie okrutnie i on musiał wiedzieć o tym, zamykając mnie tutaj. Nic już nie mogę zrobić! Nie mam nawet komu głosić swojej Prawdy, a strażnicy na przemian torturują mnie i kuszą obietnicą wolności, żebym tylko wyparł się wszystkiego. A ja nie mogę!!! To JEST bowiem prawda. Ziemia JEST okrągła i jakżeby można sądzić inaczej?!
Cóż, staram się mężnie znosić swój los. Mam przynajmniej tę satysfakcję, że moje życie nie poszło na marne. Odniosłem jedno zwycięstwo i choćby dla niego warto było podjąć się tego trudu. Matka, która z początku odnosiła się do wszystkiego zimno, a nawet z wrogością, teraz zmieniła się zupełnie. Ze łzami w oczach tuli mnie do siebie zapewniając „Ależ oczywiście, jest okrągła. Jest okrągła, syneczku”.
2 KOMENTARZE
Terra rotunda est. Prawda zwyciężyła, ale za jaką cenę?🤔
Prosze Pana. Podziwiam Pana wytrwala walkę o szerzenie Prawdy i zapewniam Pana ze moze Pan spac z dumnie podniesiona glowa (jesli zaczyna byc niewygodnie to mozna podlozyc poduszki).