
OPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI
Dawno, dawno temu żyła sobie księżniczka. Miała ojca króla, który rycerzowi, który jej się spodoba, gotów był oddać pół królestwa. I tak dalej. To było dawno temu, jak powiedziałam wyraźnie. Dziś mianowicie nie ma już księżniczek, i rzadko który ojciec jest królem, w każdym razie takim, który byłby gotów oddać połowę swojego królestwa, jakie by ono nie było. A moja maleńka opowieść o miłości dzieje się właśnie dziś. W Polsce, w Warszawie, przy ulicy jakiejś tam, mieszkania ileś tam. Nie ważne. Mogłaby się dziać równie dobrze na każdej innej ulicy. Mieszka tam nie-księżniczka, i nie jest to zresztą jej własne mieszkanie. Własnego się nie dorobiła, mimo, że dobiega już czterdziestki. Nie-księżniczka nie ma męża i własnej rodziny. Dzięki znajomościom i zręcznej psychologicznej intrydze, udało jej się umieścić Ojca w sanatorium dla alkoholików, ale wie, że to działanie na krótką metę, a nadzieja wyleczenia bardzo niewielka. Tyle, że mama będzie mogła odetchnąć na jakiś czas. Mama faktycznie odetchnęła i zaczęła żyć ze zdwojoną energią. Przede wszystkim wyeksmitowała córkę z wyremontowanego przez nią mieszkanka. To mieszkanko prawnie zresztą do niej należy, więc niby nie ma o co kruszyć kopii. Poza tym siostra ma na nie chrapkę.
„Podział winien być sprawiedliwy” – powiedziała i uznała, że połowa mieszkania matki powinna należeć do niej. To, że zamieszkuje z mężem pokaźną willę, nie ma tu nic do rzeczy. Nie-księżniczka zapakowała więc swoje rzeczy w wielkie kartony i wyniosła się do przyjaciela. Może spać we wnęce między pokojem a przedpokojem, na starym łóżku wyciągniętym ze śmietnika, którego popsute sprężyny wbijają jej się w plecy. Nie może zaś narzekać na dym papierosów, ani na kobiety, które przyjaciel sprowadza do siebie. Byłaby to czysta niewdzięczność wobec kogoś, kto właśnie dał jej dach nad głową. Rzeczy złożyła częściowo w piwnicy, częściowo gdzie się dało. Nie-księżniczka nie posiada wielu rzeczy, które dla kogoś innego wydają się niezbędne do życia. Nie posiada na przykład lusterka. Wyrzuciła je na śmietnik, kiedy na pytanie: „Kto jest najpiękniejszy w świecie” odpowiedziało: „Odsuń się, bo mi zasłaniasz widok”. To było dobre posunięcie, bo na tym śmietniku znalazła wtedy zaropiałego kota. Był tak chudy, że gdyby padł, to nawet gołębie nie mogłyby się nim pożywić. Ale kotek nie padł, żył jeszcze. Więc zabrała go do domu, potem do weterynarza, a potem otoczyła tak troskliwą opieką, że ledwo minął miesiąc, a już kot wyglądał jak prawdziwy kot. Prężył się czule i mruczał w jej objęciach. I wtedy pojawił się drugi. Wyciągnęła go spod kół samochodu, był przetrącony i kulał na jedną łapę. Ale wylizał się. Jest teraz przepięknym puszystym prawie syjamskim kotem i z pewnością nie ma sobie równych.
Nie-księżniczka wchodzi do sklepu:
– Ma pani szyneczkę?
– Mam, a jaką pani chce? Jest i babuni, i wiejska…
– Ta, która lepsza, bez tłuszczyku bym wolała. 15 dkg.
– Pokroić?
– Niech pani pokroi. A…,i jeszcze może 10 dkg tej kaszanki tutaj, bo szynka to była dla kotów.
Wszyscy się śmieją, Nie-księżniczka też. Potem, gdy wejdzie do sklepu, ekspedientka zapyta z uśmiechem „znów szyneczka dla kotów”? „Oczywiście!”- powie. I już się znają.
Widziałam zdjęcie nie-księżniczki, jak śpi na łóżku: jedna ręka spuszczona na ziemię z trunkiem w dłoni, druga tuli kota, który wystawia spod pachy czujne uszy i oczka. Wicherek nie da skrzywdzić swojej pani. Przytulanka także. Zawsze wie, kiedy jej księżniczka jest chora, dokładnie wie, co jej dolega. Kładzie się na to chore miejsce i grzeje, leczy ją. A rano myje ją z całą kocią miłością, na jaką ją tylko stać. Wylizuje dokładnie dłonie, ręce, twarz, szyje, każde odkryte miejsce, i wkłada w tę czynność tak wielkie zaangażowanie, jakby od tego zależało zbawienie całego kosmosu.
– I zawsze wiedzą, kiedy wracam do domu – mówi nie-księżniczka – Czekają już na mnie w przedpokoju, zaglądają do torby z zakupami, cieszą się.
– Bo wiedzą, że coś im przyniosłaś.
– Przynoszę, jak tylko mogę. Ale czasem nic nie mam, a one i tak mnie kochają. Myją mnie, leczą, a nawet bajki do snu mi mruczą.
– No, nawet bajki ci mruczą?
– A żebyś wiedziała. Rozmawiamy ze sobą. One mówią bardzo wyraźnie, zawsze powiedzą czego chcą, co im potrzeba, na co mają ochotę. Wszystko wiem, tu się nie można pomylić.
Lata lecą, pracy wciąż nie ma. Długi też nie zmalały, a sprężyny łóżka zaczynają coraz poważniej nadwyrężać jej kręgosłup. Nie-księżniczka ma coraz mniej energii na walkę ze światem.
– Nie mogę skończyć z sobą – mówi Nie-księżniczka – Ty to zrozumiesz… co stałoby się wtedy z moimi kotkami?
4 KOMENTARZE
„Umrzeć- tego się nie robi kotu”. Wiersz Nasze Noblistki W. Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu „. Nic dodać, nic ująć.
Bardzo mi sie podoba, dobrze wiesz, dlaczego 😉
Hej Mira!!! Zasmuciły mnie te opowiadania. Nie widzimy drugiego człowieka, nie czujemy, że potrzebuje pomocy, nie widzimy „wartości” jakie mają w sobie. I ten krawiec, i akordeonista i nie-księżniczka na ile mogą dają siebie innym. A czy My też tak potrafimy? Dałaś dużo do przemyślenia rymi opowiastkami. Dużo zdrowia dka Ciebie i Twojej rodziny.😘
Hej, Małgoś, ciesze się, że jesteś tu u mnie!!! Pisałąm te opowiadnka dawno dawno temu, i leżą od lat w szufladzie, razem z innymi moimi rzeczami, zatem postanowiałm wyjąć je z szuflady. 🙂 Jest mi bardzo miło, że dzięki interntowi mogą być przeczytane. Aczkowliek po czasie..Ściskam mocno, bo jesteś jeydyną osobą z kluboteki, której udało się „przedostać” na moją stronkę. Nie wiem czemu..