
WIOSNA W ROZKWICIE
Wczoraj nie mogłam się się ruszyć z domu, organizm leżał i ledwo dyszał. Sądzę, że to z powodu gwałtownego przejścia przyrody w stan aktywnego rozkwitu wiosny. Dziś temperatura 22 stopnie. Życie pozwoliło na wypad dopiero o 16,45, ale każda chwila w świecie żywej przyrody i żywego ruchu jest bezcenna. Zakupy w „Warusie” chciałam rano zrobić, naprawdę – ale niestety, kolejka długa przestępujacych z nogi na nogę, zestresowanych, przerażonych w większości, ludzi, odbiera mi apetyt na cokoliwek. Wyskoczyliśmy więc do naszego sklepiku NA ROGU. Grzecznie nie przez Kabaty, bo do lasu nie wolno, tylko od Powsina dołem, ulica Wczasową, zaglądając przez płot do pustego Ogrodu Botanicznego, i potem dopiero od Muchomora, stara traska przez tory kolejowe i ulice Wąską do Konstancina. Pogoda cudna! W powietrzu niezwykły, słodki zapach rozkwitających drzew, a słońce uśmiecha się do każdego skrawka ziemi. W sklepiku zakupy super przyjemne; nakupowałam ile się da, zamówiłam ciasta – spokój w duszy i bezpieczeństwo.
Gdybym była sama, wracałabym prosto przez las, ale nie byłam, więc ok, wróciliśmy ta samą drogą, tyle, że zaliczyliśmy jeszcze naszą krętą ścieżkę przy torach, tak dla sportu. Ostatecznie w kółkach 27 km. Jak na pierwszy dzień takiego skoku temperatury, jestem zadowolona.
4 KOMENTARZE
A ja chcialabym doczekac kolejnej pieknej wiosny 🙂
Tez na rowerku w lesie, czemu nie. Poki co cierpliwie poczekam w domu.
Niecale pol przystanka ode mnie wybuchla epidemia w naszej slawnej Szkole Pozarniczej (slawnej ze strajku tuz przed wybuchem stanu wojennego, z kazan ojca Popieluszki, blokady tramwajami, pomocy spolecznej wokol – mojej tez, oczywiscie – a dzieciaczki przenosily zywnosc miedzy nogami zwartego szyku Zomowców, bo cztero – pieciolatkow nie wolno im bylo ruszyc; wreszcie slawnej bo spacyfikowanej dopiero z helikoptera).
Piekni mlodzi strazacy chodzili chorzy do okolicznych sklepow a pewno i na spacery wzdłuż ulic.
Najpierw bowiem uznano, ze symuluja. Teraz 11 odizolowano w sali gimnastyczniej.
A ja nie przecze, ze odpornosci nie mam zadnej, osiem miesiecy nieustajacego arcysilnego stresu, wiec – wg pana Tomasza – jestem obecnie w grupie tych, co sama natura chetnie wyeliminuje.
No. Ale sile ducha to ja posiadam. Nie dam sie.
Akurat na to, by wytrzymac ostatecznie samej w zamknieciu. Z zapasami, oczywiscie.
Mi tez duszno tu. A do tego straszno.
Malgorzato, nie dawaj sie! Ten zly okres tez minie i bedzie jak zly sen. Byle przetrzymac! Przesylam cieple mysli.
Serdecznie dziekuje, naprawde. Uwazajcie na siebie !!!
Nie o to chodzi, że „chodzili”, – od chodzenia ani od powietrza człowiek się nie zaraża. Chodzi o to, żeby konsekwentnie trzymać dystans do drugiej osoby – i moim zdaniem nie 2 a jakieś 3-5 metrów, zasłaniać buźkę i oczy i mieć świadomśc przedmiotów, jakis się dotyka, Bużki ani nosa-ust-oczu nie dotykać, i wszytko umyć po powrocie.
Ja sama widziałam facetów własnie, który zupełnie tego nie przestrzegali – i oni są niebezpieczni. I trzeba uważać, czyli być czujnym na cała odległość, czy ci się coś takiego (lub innego) nie pach na ciebie na przykłąd akurat w momencie wychodzenia ze sklepu, albo podchodzenia do kasy.. Natomaist tak upalne słońce, jakie mamy teraz, wirusa zabija.
Przy okazji – nie dziwi was, że pańśtwo nasze z góry już zdecywoało, kiedy wirus zniknie? Mianowicie pierwszego dnia Świąt. Można do kościoła na mszę – w ilości 50 osób.! Pisałam o tym w moim poście o władzy i państwie, ale jakoś nikt się do tego nie odniósł. Publiczne tabu.?
tez życzę Ci, Małgorzata, żebyś szczęśliwie i w kondycji, doczekała następnej, pięknej wiosny!