
ŻYCIE TO RUCH
Gdy jesteśmy dziećmi energia życia sama pcha nas do nieustannego ruchu – pokazując, że życie to ruch!
Później, dość długo jeszcze, nasza witalność zdaje się nam być rzeczą oczywistą i naturalną, przynależną do nas jak imię i nazwisko. Mamy na wszystko co trzeba, taka energię, że jak po latach spoglądamy wstecz na siebie, myślimy nieraz – jak ja dałam radę?
Z czasem jednak, powoli, wszystko się zmienia. Poziom energii spada, mięśnie zaczynają słabnąć, kości kruszeć, a kolagen znika spod skóry. Zwiększa się waga, a zmniejsza wola ruchu. Wystarczy nam to, co robimy w domu i wyjścia na zakupy, czy kręcenie się w ogrodzie. W następnym etapie, wystarczy nam siedzenie na fotelu i trochę ruszania się po domu. Jeszcze w następnym tylko siedzimy na fotelu. Później siedzimy w fotelu, ale więcej leżymy w łóżku. Później leżymy prawie tylko w łóżku. Później zaś… No cóż, wszyscy idziemy ostatecznie w tym samym kierunku i nie ma co chować głowy w piasek.
Zycia zawrócic się nie da. Zawsze nasz punkt wyjścia jest ten, od jakiego zaczynamy. Nie można chcieć go przeskoczyć – i tym trzeba pamiętać, gdy senior szykuje się na fitness, Qi Gong, czy nawet „zajęcia dla seniorów”. Nasz organizm może tyle, ile może i w żadnym wypadku nie należy nagle naciskać go na większy wysiłek. Ale trzeba dokładnie wykorzystać każdy moment, kiedy może zrobić cokolwiek i namówić go (organizm) żeby następnym razem zrobił to samo, lub ciut więcej.
Mój Tato, jak Bóg da, skończy we wrześniu sto lat. Od pewnego czasu jest pod moją stałą, osobistą, opieką. Staram się, jak mogę, wyciągać Tatę z fazy „fotelowej”. Jakkolwiek, kiedykolwiek. Proste to nie jest, bowiem zazwyczaj słyszę: „a mnie się tak dobrze siedzi” . Albo: „nie, może nie teraz”. Albo: „a po co? przecież tak jest dobrze.” Niekiedy mówi: „a wiesz, ile ja mam lat?” Uśmiecham się wewnętrznie, bowiem sądzę, że większość naszych organizmów mówi to samo. „Tak jest mi dobrze. A po co? A wiesz, ile ja mam lat?’
Na siłę nic się da zrobić z organizmem. Ani mojego Taty, ani naszym. Ale łagodną perswazją, systematycznym powtarzaniem, wiarą, że kiedyś, jakoś, może zapadnie zrozumienie, że wiek nie jest usprawiedliwieniem na brak ruchu, a poczucie wygody jest okrutną pułapką.
Na mojego Tatę, który jest gentelmenem w starym stylu, mam „haczyk”. Mówię mu- wyobrażasz sobie, że już będziesz tylko leżał, a ja będę wtedy cię podcierać?” Jak nie będziesz chodził, to tak w końcu będzie. I dla Taty jest to jakiś, ostateczny sposób motywacji.
Każdy z nas może znaleźć jakiś haczyk na własny organizm. Co zrobić, co sobie powiedzieć, żeby chciał się ruszać więcej nmiż do tej pory. Najtrudniejsza bowiem przeszkoda to osłabienie chęci do tego, by przezwyciężać opór bierności. A im bardziej przestajemy się ruszać, tym bliżej jesteśmy tamtej strony. Życie bowiem to ruch!
Jeden komentarz
Absolutnie się z Tobą zgadzam. Jakoś słabo mi wychodzi ćwiczenie samej w domu z różnych względów. Staram się chodzić na ćwiczenia obwodowe 3 razy w tygodniu i 1 raz na aqa aerobic.Mniej więcej co drugi dzień. Rower raczej odpada z uwagi na problemy z błędnikiem, ale postaram się spróbować w tym roku. Ten czas pandemii i izolacji straciłam z uwagi na taki czy inny stan zdrowia. Cieszę się, że pomału wraca ” normalność” inna niż dotychczas, ale trzeba się w tym odnaleźć. Podziwiam Twoją siłę woli i ciągłe treningi. To motywuje mnie do działania.Dzięki za ten wpis i przypomnienie o podstawowych rzeczach, które nam są potrzebne 😀😁Twój Tata jest super dzielny, skoro jest nadal na ” chodzie”,:przy tej 100ce na karku.